czwartek, 8 grudnia 2016

Dzienniki Pociągowe

Dzienniki Pociągowe

Podróż Pierwsza
5:50, stacja Białystok

2 grudzień 2016

Czasem śnią mi się pociągi.
Siedzę w przedziale, wracam z wielkiego miasta i widzę świat zza wagonowych okien. Ostatni raz, kiedy śniło mi się o pociągach przeżyłam katastrofę. Zderzyliśmy się z jakąś wielką wiązką światła... Siedziałam trochę na kolei. Była noc.
Czasem śnią mi się pociągi.
Ale częściej samoloty. Samoloty śnią mi się prawie zawsze, ciągle są ze mną. Samoloty duże i samoloty małe. Poznałam już we śnie wnętrza przeróżnych samolotów. W niektórych z nich grała muzyka. Niektóre lądowały szybko, płynnie, inne były niespokojne, jeszcze inne rozbijały się... Czasem we śnie widzę samolot, który zaraz runie, a później tylko kłęby dymu unoszą się nad blokami, polami...
Samolot, którym ostatnio leciałam we śnie nie był duży ale ciężko było się do niego dostać. Fartem udało mi się kupić bilet dla mnie i podróżujących ze mną osób. Byliśmy w Anglii, chcieliśmy wrócić do domu. Czułam się bardzo daleko od domu, jednocześnie będąc w domu, tym drugim...
Lotnisko było ogromne, miało nazwę na literę "B" i kończyło się jakby zlepkiem słów "tfrd".
To by się zgadzało, bo bywałam nieraz na Brentford, to jedna z dzielnic Londynu.
Kiedy usadowiliśmy się na swych miejscach, samolot zaczął ruszać z hukiem. Pogoda była paskudna - szalała burza z piorunami, niebo było całe szare, gdzieś z boku było widać ciemną granatową chmurę. Wiał spory wiatr. Wjechaliśmy na pas startowy, jednak musieliśmy się zatrzymać. Okazało się, że na jednym z silników widać jakąś czerwoną substancję. Wszyscy myśleliśmy, że to krew.
Sen był długi, zbyt długi na dziś. Gdy samolot poderwał się do góry musieliśmy po chwili lądować - niektórzy z nas w pośpiechu wybiegli z samolotu, skacząc mu po skrzydłach, inni - według przykazu załogi - zostali. Byliśmy na obcym lądzie, uciekaliśmy jak najdalej, bo baliśmy się, że maszyna wybuchnie. Później szukało nas wojsko...

Z Dorką wyruszyłyśmy dziś do Gdyni. Jest ciemno i zimno.


ok 11:00 , gdzieś za Giżyckiem.

Widziałam przez okno dom na skarpie. Dom z zagraconym podwórkiem. Pełen skarbów w środku. Podwórko drewniane, z uroczym, krzywym płotkiem. Płotek malowany bladą czerwienią, stopiony w mlecznej mgle. Blaszane, wesoło porozrzucane różności zapełniały spowity mgłą ogród.
Wszystko to przez sekund parę.

Ja i Dorka prawie śpimy. W pociągu jest za ciepło. Właściwie, to mi do "prawie" jest daleko.
Pieką mnie oczy, jakby były rozżarzone.
A za oknem tylko mgła i mgła....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz